czwartek, 29 stycznia 2015

Obrażony na Pana Boga

Szesnasty tydzień ciąży, to - jak podaje wiele źródeł - czas, w którym możemy się odprężyć. Teoretyczne zagrożenie poronieniem, gdyby takie istniało, minęło. Moje dziecko jest już bezpieczne.
Każdy tydzień nowego życia przynosił do mojego coś nowego, coś innego. Raz był to przypływ nadziei, innym rozczarowanie. Ani razu natomiast nie zwątpiłam w człowieka, który się we mnie kształtuje.
W ostatnich dniach jednak, pomieszanie uczuć, jakie wynikało z mojej ogólnej sytuacji osobistej i zawodowej, sprawiło, że byłam nieco znużona psychicznie. Postanowiłam zrobić sobie dzień wytchnienia. SPA dla duszy i umysłu..
Wybrałam się więc do Centrum na zakupy, a potem do kina na Exodusa. Umoszczona wygodnie na jednym z foteli, zaczęłam odczuwać coraz więcej siły w ciele i spokoju na duchu. Zrelaksowałam się wreszcie.
Niestety stan ten nie trwał zbyt długo. Pod koniec seansu, telefon leżący gdzieś przy moim kolanie zaczął wibrować. 
Ogromne było moje zdziwienie kiedy przeczytałam wiadomość od Homeda.  "Zastanawiam się,  jak chcesz urodzić dziecka bez ślubu". Kolejne pogłębiły moje zdumienie. Wynikało z nich, że jestem nie tylko osobą nieodpowiedzialną i bezmyślną,  skoro porywam się na tak ryzykowne posunięcie,  jakim jest samotne wychowywanie dziecka. Ukochany kiedyś przeze mnie mężczyzna,  poza którym nie widziałam świata, stwierdził z całą mocą,  że nie mogę go kochać,  skoro podjęłam tą decyzję SAMA.
Tak. Przyznaję,  że "decyzja" o urodzeniu dziecka nie podlega u mnie dyskusji. Jednak w moim przypadku logicznym wydaje się podejmowanie decyzji samodzielnie. Ja po prostu zostałam SAMA, SAMOTNA lub jeszcze bardziej dramatycznie określając, OPUSZCZONA.
NIESPRAWIEDLIWOŚĆ! łzy żalu ciskały mi się pod powieki, zalała mnie fala "złych" emocji, znak że kontrolę nad moim ciałem przejęły hormony stresu - bardzo szkodliwe dla malucha. Po wyjściu z kina próbowałam się powstrzymać , aby się nie rozpłakać. Usiadłam chwile przy stoliku obok jednego z foodcourtów. Rozmowa dalej trwała, ale sytuacja nie poprawiała się. Zapytałam w końcu, kiedy moglibyśmy po prostu porozmawiać o konkretach. Zamiast odpowiedzi, zadał pytanie "czym są dla ciebie konkrety? Pieniądze?".
Dopiero w domu rozpłakałam się porządnie, a zdarza mi się to niezwykle rzadko, od kiedy jestem w stanie błogosławionym. Na szczęście z pomocą przyszły moja mama i siostra. Ustawiły mnie szybko do pionu. 
Kilka dni potem, Homed przyjechał do mojego miasta. Nie poinformował mnie o tym, ale akurat miałam tego dnia swoją zmianę w pracy. Poprosiłam go o rozmowę w wolnym czasie. Chwilę milczał, powiedział "dobrze" i gdzieś wyszedł. Przez cały dzień mijał mnie z obrażoną miną. Ale rozmowy nie było. Wrócił z powrotem do stolicy.
Przypomniały mi się nasze ostatnie rozmowy, jeszcze z dni, kiedy utrzymywaliśmy w miarę zdrowy kontakt. Wiedziałam, że temat dziecka jest dla niego szokiem i dopiero oswaja się z tym faktem. Trudno było się zorientować jak wiele czasu zajmie mu zdobycie emocjonalnej dojrzałości lub chociaż gotowości, aby wziąć odpowiedzialność za swoje poczynania.
Tymczasem trudno powiedzieć o ewolucji jego postawy i uczuć. Początkowo stwierdził, ze mam szczęście. Mimo, że nie jestem mężatką, dziecko mam z nim, a on nie jest jakimś pierwszym lepszym "skurwysynem", który mnie z TYM zostawi. Później upewniał się, czy chcę to dziecko urodzić... Po kilku tygodniach poinformował mnie, że akceptuje fakt, że będzie ojcem. Jednak za parę dni znów zaczął narzekać, wyrażając obawę, że nie jest przygotowany do odegrania tej roli. Chciałby przygotować się do tego, zaplanować. Próbowałam mu uświadomić, że znając go i jego niezdecydowanie nigdy nie poczułby, że to TEN właściwy moment. Widocznie Pan Bóg lepiej wiedział, kiedy i z kim ma to nastąpić. "W takim razie obrażam się na Pana Boga" - usłyszałam odpowiedź.
Aż na sam koniec tych "zdrowych relacji", WINĄ zostałam obarczona ja. Stałam się osobą, która sama i na siłę zadecydowała o istnieniu dziecka.

Dlatego dziwnie splotły się ze sobą dwa fakty. Z jednej strony stabilność stanu dziecka pod względem medycznym, fizjologicznym pozwala mi być spokojną. To czas kiedy z czystym sumieniem można pochwalić się całemu światu, że JESTEM W CIĄŻY! Z drugiej zaś ciosy, które miałyby mnie wybić z poczucia pewności?

Ja wybrałam. Nic nie jest tak piękne i mocne, jak 
BEZINTERESOWNA MIŁOŚĆ MATKI DO DZIECKA








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz