wtorek, 6 stycznia 2015

Na pensji panny Minchin

Ostatnio, podejmując z rodzicami rozmowę o sprawach tego świata, problemach naszych rodzinnych i osobistych, usłyszałam ze strony mojego taty bardzo pokrzepiające słowa.
Popadł on w pewnym momencie w zadumę, po czym powiedział do mnie mniej więcej tak: "tak naprawdę jesteś o wiele lepsza i cenniejsza, niż ON i ONI". Proste i, można by rzec, banalne. A jednak potrzebne.
Zaczęłam się potem zastanawiać nad dziwnością sytuacji, kiedy człowiek o solidnej pozycji materialnej, społecznej i duchowej, zostaje zewnętrznie oddarty ze swoich przywilejów. Z arystokraty czy księcia, zmienia się nagle, na oczach wszystkich, w żebraka lub element klasy robotniczej. Ma jednak w pamięci swoje ja, jako tamtą dawną, szanowaną osobę. Jak z tym żyć? Obrazić się na cały świat, zrywając również z wyższymi wartościami, zgodnie z którymi żył? Czy zachować swoją dawną postawę i wysoko uniesioną głowę, mimo podartych ubrań? I przede wszystkim, jak sobie poradzić z faktem, że nasze otoczenie w większości widzi tę zewnętrzną, zdegradowaną powłokę?
Muszę w tym miejscu przyznać, że ostatnio wróciłam do oglądania i czytania bajek i baśni, które znam z dzieciństwa. Chyba przede wszystkim dlatego, że mnie uspokajają. Ale też niosą ze sobą często bardzo ważne i mądre przesłania. Takiej głębi często brakuje w opowiadaniach dla dorosłych.
Sytuacja, o której wyżej wspomniałam, opisana została właśnie w baśni, a dokładniej powieści pt. Mała Księżniczka Frances Hodgson Burnett. Pamiętam ją jednak przede wszystkim z tej zekranizowanej w 1939 roku i kreskówkowej, japońskiej wersji. Śliczna, bogata, bystra i lubiana dziewczynka o imieniu Sara, traci wszystko. Z rzeczy materialnych pozostaje jej tylko jedna sukienka i lalka, a z niematerialnych, nabyta wiedza i dobre maniery. Jej mały świat, który dotąd wypełniony był przychylnymi ludźmi, teraz jawi się jako groźny, bezlitosny i szyderczy.
Choć moja sytuacja nie jest nawet w połowie tak dramatyczna, jak ta wyżej opisana, zdałam sobie sprawę, że chwilami trochę się tak czuję. Jako mała dziewczynka, byłam grzeczna, wesoła, lubiana... kochana. Moim rodzicom nie brakowało pieniędzy na piękne ubrania. Mieli dla mnie zawsze dużo czasu. Od początku czułam się księżniczką. Moja mama robiła mi nawet z brystolu i sreberka, korony :) Przy tym nie byłam rozpieszczona czy egoistyczna. Po piątym czy szóstym roku życia wszystko zaczęło się powoli zmieniać i psuć. To tak, jakbym, w symbolicznym sensie, wylądowała na pensji, a dokładniej na stryszku pensji, panny Minchin. 
Idąc do szkoły już nie miałam tak dobrze wyposażonej garderoby. Zmienił się tym samym stosunek otoczenia do mnie. Po skończeniu szkoły zaś, nieraz pracowałam na stanowiskach mało atrakcyjnych, jak na przykład kebab bar. I to na oczach mojego chłopaka. Nie zdawałam sobie sprawy, jak zaniża się tym samym jego ocena mnie...
Brak pieniędzy i otoczenie ludzi, dla których pieniądze stanowią podstawę do szanowania innych, sprawiło że przestałam postrzegać siebie, jako "małą księżniczkę". Dałam sobie wmówić, że jestem "gorsza" i podobna raczej do Becky z opisywanej historii.
Gdzieś tam w środku nadal jednak, tak jak w młodości chciałabym czuć się jak mała księżniczka. Otoczona przyjaznymi ludźmi, oferującym zawsze swoją pomoc lub po prostu miłe towarzystwo. Nie martwiąc się o pieniądze i ładne sukienki.
Myślę, że tak naprawdę wszyscy umieszczeni jesteśmy na takiej pensji panny Minchin, a życie wielu ludzi zmienia się w podobny sposób, jak życie Sary. Już sama dorosłość zapędza nas w bardzo nieprzyjacielskie terytoria.

Odświeżmy sobie w pamięci tych siebie, którzy kiedyś byli ważni. Którzy nadal SĄ ważni i cenni. Nie czekajmy, aż ktoś inny nam o tym przypomni.
Głowa do góry! Najważniejsze jest ZAKOŃCZENIE ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz