poniedziałek, 23 marca 2015

między pięknem a niebem

Dlaczego często spotykamy się z opinią, że osobie obdarzonej urodą trudniej jest znaleźć prawdziwą miłość? Znam wiele pięknych kobiet. Również takich, które łączą w sobie zalety urody, charakteru i intelektu. I, o dziwo, nie są szczęśliwe. Często otaczają je mężczyźni nieodpowiedni - tak zwani "dranie", albo przynajmniej upośledzeni emocjonalnie.
Czy piękno może być niebezpieczne? Czy może stać się przekleństwem?
Kiedyś usłyszałam, że panie nieprzeciętnej urody przyciągają mężczyzn bez wyobraźni. Dlaczego? Być może "wyobraźnią" jest tak naprawdę zdolność widzenia, tak zwanego, piękna wewnętrznego czy ducha. Osoba bez wyobraźni czy inaczej uboga wewnętrznie, nie widzi tego, co nienamacalne. Oczywiste więc, że ogromną wagę przywiązywać będzie do piękna materialnego, do piękna bez skazy, ale też charakteru.
W dzisiejszych czasach - czasach kultury "obrazkowej", zwracamy szczególną uwagę na wizualną stronę życia. Jest wokół nas na prawdę wiele piękna. Otaczamy się ładnymi przedmiotami. Ale też... sami często się nimi stajemy...
Jest to jednak taki rodzaj piękna, który stoi w opozycji do natury lub, co najmniej, ją poprawia.
Przyznaję, że sama jestem pod niewolą "dyktatury estetyki". To już nie tylko wewnętrzny przymus gromadzenia ładnych rzeczy. To COŚ zmusza mnie do tego, aby stać się jedną z tych rzeczy! Coraz mniej we mnie akceptacji swojego ciała takiego, jakim jest. Zamiast tego, coraz więcej ubrań wypełnia mi szafę, coraz więcej kosmetyków wypełnia toaletkę, coraz więcej czasu zabierają "rytuały piękna".
Nie mam, rzecz jasna, na myśli niezbędnych zabiegów higienicznych, ale wszystko to, co sprawia, że nasze ciała stają się hiper-idealne.
Postawa taka okazuje się zgubna. Oczywiście, miło jest być uważanym za zadbaną, ładną kobietę. Okazuje się jednak, że zaczynają nas wówczas otaczać - szczególnie mowa o płci przeciwnej - łowcy piękna, GADŻECIARZE. A my tym samym z osoby, materii wyposażonej w ducha, przemieniamy się w ekskluzywny towar.
Długo nie rozumiałam przyczyny problemów, jakie powodowałam, kiedy na przykład uzewnętrzniałam swoje emocje lub gdy chciałam o nich chociaż porozmawiać z partnerem. Zawsze wywoływałam tym u niego zniecierpliwienie i niezadowolenie. Teraz wydaje mi się, poznałam przynajmniej jeden z istotnych powodów, dlaczego tak się działo. W końcu ładne przedmioty się nie skarżą...
Zaczynam rozumieć też panikę, jaką mogę wywoływać, u tego typu mężczyzny, będąc w stanie błogosławionym. Niestety, dla wielu facetów jest to przerażające, gdy śliczne ciało, służące do patrzenia i dotykania, zmienia się prawdopodobnie w bardziej aseksualnym kierunku.
Podczas jednej z ostatnich rozmów z Homedem (należy zaznaczyć, że od Sylwestra, mamy ze sobą kontakt wyłącznie telefoniczny) przyznałam się, do mojej ciążowej słabości - słodyczy.
- niska i gruba... to trochę nie bardzo... - usłyszałam w odpowiedzi
To prawda, mam 158 cm wzrostu, więc moje nogi nigdy nie będą sięgać nieba. Prawda jest też taka, że będąc pod koniec szóstego miesiąca ciąży, ważę 50 kg (przyrost masy ok. 6 kg), a więc ludzie nie mylą mnie jeszcze ze słoniem.
Mimo przykrości, jaką sprawiły mi powyższe słowa, jestem w stanie przeanalizować je "na chłodno". Możliwe nawet, że niemiłe rzeczy przytrafiają nam się nie w celu gnębienia, ale właśnie po to, by takie analizy przeprowadzać.
Nie chodziło o to, żeby mnie obrażać. Niska i gruba - to wizja brzydoty, której Homed się boi. Której boi się naprawdę wiele mężczyzn i kobiet. I również ja.
Piękno dostarcza nam wielu przyjemności. Dawniej było i bywa nadal kojarzone ze sztuką. Miało dotykać ducha. Dziś widzę, że często nas jednak od ducha oddala. Trzyma nas na poziomie materii i od niej uzależnia.
Ktoś bliski powiedział mi "zaryzykuj i odpuść sobie. Przestań być tak piękna i idealna. Bądź szczęśliwa"

Co wybrać, PIĘKNO, czy NIEBO?






niedziela, 15 marca 2015

Dzień kobiet

Pewnego razu miała miejsce wymiana zdań między mną a moim byłym chłopakiem. Rozmowa dotyczyła wierności mężczyzn. Po raz kolejny zakończyła się ona podsumowaniem, że facet posiada zupełnie inną konstrukcję psychofizyczną, niż kobieta. W efekcie może on często zapominać o swojej partnerce -jeśli takową posiada - i o uczuciach do niej , dając się obezwładnić zwierzęcej naturze. Czy wtedy dochodzi do fizycznej zdrady? W większości przypadków pewnie nie. To przeważnie wypadkowa takich czynników, jak wartości etyczne danego mężczyzny i ..wartości etyczne kobiet, które go otaczają. Atrakcyjność partnerki może mieć jakieś znaczenie, ale nie za wielkie. Wiem to zarówno z obserwacji, jak i autopsji.
Powyższe wnioski nie są w żadnym razie odkrywcze. Zdaję sobie z tego sprawę. Przedstawiam je na zasadzie wprowadzenia...

Niedawno był Dzień Kobiet, który postanowiłyśmy z moimi przyjaciółkami celebrować we własnym gronie. Z dnia zrobił się nam Weekend Kobiet. Wszystkie nasze rozmowy i zdarzenia, które miały miejsce w tym czasie, posiadały dla mnie oczywiście przede wszystkim walory rekreacyjno-towarzyskie. To na prawdę ogromne i miłe zaskoczenie, że w tak - zdawałoby się - trudnym czasie, mogę być pogodna i odprężona. Mimo to jestem czujna i wciąż obserwuję. To wszystko, co się wokół mnie dzieje, a także ludzie, którzy mnie otaczają, stają się ciekawym polem do moich osobistych badań antropologicznych i psychologicznych. Jeden z najbardziej interesujących mnie tematów, to relacje międzyludzkie. W tym, rzecz jasna relacja damsko-męska.

Celebrację rozpoczęłyśmy w akademiku u Wiki. Mała gosposia przygotowała nam nietuzinkowy obiad składający się z "nuggetsów" sojowych podgrzewanych w opiekaczu do grzanek, pure z, roztłuczonych dnem szklanki, ziemniaków i słodko-ostro-kwaśnej sałatki ogórkowej "po diabelsku".
Po tym niezwykle sytym posiłku, drzemce, długich przygotowaniach oraz spontanicznych sesjach zdjęciowych telefonem w międzyczasie, wybrałyśmy się do pubu.
Usiadłyśmy na kanapie przy jednym z wolnych stolików. Niemal za każdym razem, nasze rozmowy są dowodem na to, że nie tylko dla mężczyzn, ale i dla kobiet, seks jest tematem nieodłącznym, będącym nie tylko źródłem informacji merytorycznych, ale też, a może przede wszystkim, dostarczającym wiele uciechy.
Nim się obejrzałam, moje przyjaciółki już rozpoczęły swoja grę w domysły na temat wyposażenia, obecnych na sali, przedstawicieli płci brzydkiej. Oprócz Wiki, chyba żadna z nas, nie chciałaby faktycznie wdać się w żaden romans. W pewnym momencie jednak, może w wyniku przebywania w aurze tego miejsca, powiedziałam do moich towarzyszek, że na flirt owszem, mogłabym mieć chęć.
Jakby na zawołanie, po kilku minutach, do naszego stolika podszedł mężczyzna. Usiadł... nie zważając na to gdzie, czyli na moim płaszczu. Dość nieudolnie wychodziły mu próby nawiązania z nami kontaktu.
- przyszedłem bo zauważyłem, że siedzą tu piękne kobiety - zaczął tradycyjnie
W dodatku, dość nieroztropnie, zanim jeszcze wybadał teren, nie mówiąc o wzbudzeniu w nas jakiegokolwiek zainteresowania czy  sympatii, przedstawił swoją odważną ofertę...
- mam dwie propozycje, ale pewnie na jedną z nich się nie zgodzicie - odparł z pomieszaniem odwagi i nieśmiałości
Wika, ze znudzoną miną,oświadczyła, że idzie na papierosa. Zastrzeliłam ją spojrzeniem, ale nawet tego nie zauważyła. Trudno. Mało zaciekawione, grzecznie słuchałyśmy, co ma do powiedzenia nasz rozmówca.
- moglibyśmy pójść do łóżka - wypalił
- wszyscy?! - zapytałyśmy zgodnie 
- nie... - facet widać nie przemyślał tematu
Na nasze zapytanie, z którą z nas, chciałby pójść do łóżka, nie bardzo mógł się zdecydować. Ostatecznie stwierdził, że wszystko jedno.
- chyba masz racje kolego, nie zgodzimy się - odparła Anastazja - więc co z tą drugą propozycją?
- możemy porozmawiać o waszych zainteresowaniach, wymienić się numerami telefonów, spróbować się zapoznać...
Zażenowana, ale też zatroskana jego nieporadnością, poradziłam mu, żeby wchodząc w tą grę, tak wcześnie  nie odkrywał swoich kart. Odparł, że nie gra w karty. Zaraz też skończyły się nam tematy do rozmowy. Towarzyski pan pożegnał się z nami grzecznie i wrócił do stolika swoich kolegów.
Ja natomiast poczułam, że jestem zmęczona,  a potrzebę flirtu zaspokoiłam na długi... długi czas.

Zwierzęcość. Też mi coś!
Oczywiście, zgadzam się, że ludzie (nie tylko mężczyźni) funkcjonują w pewnym rozdarciu między potrzebami biologicznymi a duchowymi. Ale każdy, kto miał okazję zaobserwować lub czytać o zachowaniach godowych samców, wie że zdobywanie samicy jest wymagające. Wiąże się z wieloma przygotowaniami, czasem poświęceniem życia, ale przede wszystkim cierpliwości, a więc...TRWA. Zanim dojdzie do tej prozaicznej a upragnionej kopulacji, mamy cały proces. Walki i tańce, prezentowanie przed partnerką i konkurencją siły genów i dobrych chęci, cierpliwe i słodkie oczekiwanie.
Jeszcze może wiek temu ludzie znali się na sztuce flirtu. Wymagała ona z obu stron kunsztu, wirtuozerii, nierzadko oczytania, inteligencji, umiejętności barwnego wypowiadania swoich myśli, błyskotliwego poczucia humoru. Można było cieszyć się narastającym erotycznym napięciem, czerpać przyjemność z samego oczekiwania.
Co się z nami stało? Mieliśmy stać ponad wszystkimi innymi gatunkami. Wyrastać z ziemi i dosięgać nieba. Zamiast tego stajemy się bardziej prymitywni i wulgarni, niż zwierzęta. Kim się więc stajemy? Do czego dążymy?