piątek, 19 grudnia 2014

Nie drap ściany!

W sytuacjach, kiedy ktoś postępuje z nami nie w porządku, stoimy zawsze przed pewnym wyborem reakcji.
Religia chrześcijańska podpowiada nam "jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi". Po zetknięciu z taką radą początkowo można poczuć wręcz gniew. Jak to? Dać przyzwolenie na agresywne zachowanie? Pozwolić siebie upokorzyć? Jednak wiele osób mimo zranienia, nie reaguje na zadawany ból. Tym samym okazuje się siłę charakteru. Wytrzymałość jest w końcu jej przejawem. Ignorując swojego "wroga" umniejsza się jednocześnie jego atak czy przewinienie. Tak jakby ono dla nas nie istniało, zniechęcając osobę nam niesprzyjającą do dalszych działań.
Inni jednak wolą inspirować się starym babilońskim prawem, w skrócie nazywanym "oko za oko, ząb za ząb". Prawem prostej, jeśli nie prostackiej, ale jednak logicznej, sprawiedliwości. Jego zwolennikom też trzeba przyznać słuszność. Nie daje się tym samym winowajcy przyzwolenia do dalszego zło-czynienia. Tak by się mogło przynajmniej wydawać. Co jednak, jeśli uruchamiamy tym samym tak zwaną spiralę nienawiści?
Takimi mniej więcej torami przebiegają ostatnio moje myśli. Jak zachować się wobec człowieka, którego kochałam, z którym łączą mnie trzy lata doświadczeń i wspomnień? Ale człowieka, który opuszcza mnie w takiej chwili...
Chciałam być wyrozumiała. zaakceptować fakt, że w mężczyźnie nie budzi się rodzicielski instynkt tak szybko, jak u kobiet. Dać czas na ochłonięcie. Ale ile to właściwie trwa? Myślałam że może 3 dni? 4..5..6..? No tak.. No tak, to przecież za mało. Tydzień. Albo dwa. Minął miesiąc. Owszem jakiś kontakt jest, lecz znikomy. Homik zapewnił mnie, że nie jest dzieckiem i że mnie samej z "tym" nie zostawia.
Aktualnie przebywa on w innym mieście rozkręcając nowy biznes. Znając jego i całą sytuację, domyślam się, że panuje tam niezły galimatias. Ale to też dobry pretekst, aby się nie odzywać. Mamy 19 grudnia 2014 roku. Za kilka dni będą Święta, na które - jak mi zakomunikował w jednej z, dwóch w ciągu świadomości o mojej ciąży, rozmów - ma wrócić do domu. Chce porozmawiać. 
- Ale pisz, dawaj znać co u ciebie - mówił.
Dałam znać. Trudno. Duma w kieszeń. Muszę zrobić płatne badanie, na które nie za bardzo miałam fundusze. zapytałam, czy nie zechciałby pomóc. SMSem. I nic.
Kilka dni temu zainteresował się moją sytuacją i samopoczuciem Fadżit, brat Homeda. Po kilku grzecznych uśmiechach i zapewnieniach, że "dziękuję, w porządku", odważyłam się wyrazić lekkie ubolewanie nad postawą "taty".
Okazało się wtedy, że srogi Fadżi jest bardzo chętny do udzielenia mi wszelkiej pomocy związanej z pieką medyczną dla mnie i mojej małej fasoli.
Kontynuując jednak wątek filozoficzno- psychologiczny tego posta, nie chciałabym pominąć oryginalnej teorii, z jaką zechciał mnie zapoznać przyszły wujek. 
- Nie drap ściany! - zalecił - ściana jaka jest każdy widzi. ściany nie zmienisz, nie przesuniesz. Możesz ją zacząć drapać. A co się stanie jak ją zaczniesz drapać?
- Yy... zniszczę ją..
- No właśnie - odparł - dlatego NIE DRAP TEJ ŚCIANY - powtórzył dobitnie
Wiem. W tej koncepcji chodziło tak naprawdę o zachowanie postawy chrześcijańskiej. I o to, że kiedy nam ktoś sprawia zawód, robi przykrość, to nie powód, aby zmieniać siebie w kogoś takiego samego. Jeżeli do tej pory byłam osobą "dobrą", to dlaczego ktoś zły miałby mieć taką władzę, aby mnie upodabniać do siebie? Tracić przy tym swoją godność i przypuszczalnie nic tym nie zmienić na lepsze?
Dlatego "Nadia, nie drap tej ściany!" to zawołanie zdrowego rozsądku, które w przetłumaczeniu na język tutejszej kultury, może oznaczać "nie walcz z wiatrakami".
A jakiś głupiutki cichy głos mi podszeptuje pytanie "czy myślisz, że ściana kiedyś przemówi ludzkim głosem...?"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz