czwartek, 18 grudnia 2014

Matka.... Polka?

Obok relacji pracowniczych między mną a Kurdami powstała też inna, bliższa więź z jednym z nich. Początkowo, kelnerka i kucharz - brat szefa, później recepcjonistka hotelowa i zastępca szefa  - tworzyliśmy związek dziwny, toksyczny, burzliwy, zmienny emocjonalnie. Ale też związek dwóch ludzi, którzy uwielbiali zaszywać się w czterech ścianach i, objęci, zapatrzeni w siebie nawzajem lub w ekran telewizora, zapominać o reszcie świata.
Mimo wszystko jednak związek toksyczny. Od początku Homed, bo tak ma na imię, uprzedzał mnie, że nie zdecyduje się na stały związek z kobietą, innej niż jego, narodowości. Rzekomo wynikało to z przysięgi niegdyś złożonej rodzicom. Myślę, że miała ona faktycznie miejsce. Ale wiem też, że mój chłopak tak naprawdę bał się panicznie poważnego związku. W jakiś sposób wyraziłam ostatecznie na to zgodę. Decyzja niezbyt mądra, ale pokierowana uczuciem..
Kilka razy próbowaliśmy się rozstać, z miernym skutkiem. Za każdym razem kiedy dojrzewało we mnie postanowienie, aby się odsunąć, on próbował się zbliżyć. Klasyczne tango. I klasyczna dziecinada uprawiana przez dorosłych ludzi.
Ostatnie nasze rozstanie wydawało się jednak nieco bardziej poważne, długotrwałe i jakby stałe? Przeżyłam wspaniałe szalone lato, pozwalając sobie na śmiech bez cenzury, zabawę, alkohol i babskie pogawędki aż do rana.
I wtedy, po kilku miesiącach rozłąki, znów odżył ten - nie wiem, czy złośliwy, czy romantyczny - duch naszego związku. Najpierw impreza nakrapiana alkoholem w tym samym lokalu, rozmowa.. Potem śmiech, płacz, namiętność i wspólnie spędzona noc i dzień... Tym razem byłam bliska wrażeniu, że panuję nad sytuacją i uczuciami. Nawet i to miałam zamiar uciąć ale... duch chciał widać inaczej. Homed postanowił nawet, że jednak chce być ze mną "do końca". Co prawda, targany swym zmiennym usposobieniem, po kilku dniach się rozmyślił, jednak zdążył zasiać przez ten czas pewne ziarnko. Nie tylko ziarnko niesmaku po romansie, ale jeszcze inne, kiełkujące we mnie już od trzech miesięcy. Mały kiełek żyje i rośnie gdzieś we mnie, a ja czekam na odpowiedni moment, aby go pokazać światu, a jemu pokazać świat.
A Homiś zniknął z mojego pola widzenia. Jego wrażliwość nie zniosła tego pięknego faktu. Dusza dojrzewa do zetknięcia się z cudem nowego życia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz