czwartek, 2 kwietnia 2015

"Jestem z Wschodu"

Jestem obecnie w 26-stym tygodniu ciąży. Od jakiegoś czasu znam więc już płeć dziecka. Tak, jak mniemałam, to dziewczynka. Osobiście widzę same plusy tego faktu. 
Po pierwsze, ciężko wychować faceta, w gronie niemal samych kobiet. W moim domu mieszka mama, moje siostry i tylko jeden mężczyzna - tata. Jak już wiadomo, Homed, biologiczny ojciec mojego dziecka nie jest zainteresowany rolą opiekuna. Mój tata z kolei, jest zbyt delikatny, aby ukształtować kogoś silnego.
Po drugie, nigdy nie otaczałam się osobnikami płci przeciwnej. Nie znam zbyt wielu mężczyzn. Nie wiem do końca jacy oni są. Nie rozumiem ich. Może i nie lubię. Nie wiem nawet do końca, jaki powinien być PRAWDZIWY mężczyzna. Kobiety natomiast zawsze były mi bliskie. To dla mnie bardziej bezpieczny i znany teren. Dlatego opieka nad dziewczynką wydaje mi się nieco wdzięczniejszym wyzwaniem.

Przed badaniem USG, Homed przechodził, znany mi już wcześniej, stan ducha. Nagle, z niedostępnego macho, ważnego biznesmena, któremu zawracam głowę pierdołami, zmienia się w biednego chłopca, tęskniącego za czułością i bezpieczeństwem. Tym razem wydawało mi się to wyjątkowo dziwne, bo jeszcze kilka tygodni wcześniej surowym tonem zaznajamiał mnie z moją sytuacją. Jakby chciał mieć pewność, że zdaję sobie sprawę, w jak "tragicznej", w jego mniemaniu, pozycji się znajduję.
- Słuchaj mnie uważnie - układał przede mną słowa, jak pokerzysta karty na stole - będziesz SAMA wychowywać dziecko. Rozumiesz?
- Rozumiem - odpowiedziałam spokojnie, skrywając kłębek uczuć złości, której nie warto okazywać i, z jakiegoś nie do końca znanego mi powodu, wesołości 
- Rozumiesz. - upewnił się - I czy nadal chcesz to dziecko?
...i tak w kółko. Nie wiem do końca, jak sobie wyobrażał dalszy bieg wydarzeń, gdyby moja odpowiedź była przecząca. Aborcja? Nawet gdyby teoretycznie udało mu się mnie przestraszyć czarną wizją samotności, to decyzja o usunięciu (o zgrozo!) dziecka w piątym miesiącu wydaje mi się abstrakcją. Czy w Polsce ktoś by się podjął takiego czynu?
Pytałam o cel powyższych dociekań Homeda, ale nie uzyskałam odpowiedzi.
Domyślam się, że chciał, abym sama "załatwiła sprawę". Podkreślał bowiem, że nie chce mnie do niczego zmuszać, bo to ma być moja decyzja. Oczywiście. Tak było wygodniej.
- Jesteś głupia. Naiwna. Słaba. Moja kobieta musi być silna. - chociaż tak zawsze mógł powiedzieć, kiedy tylko broniłam swoich idei. Według niego wartości, które uznawałam i uznaję, są dla słabych. Tak samo jak religia i wiara w Boga.

Jednak w dniu jego urodzin, chyba zauważył, ilu ma wokół siebie bliskich, prawdziwych przyjaciół. Przyszedł kryzys jego pewności i poczucia siły. Przysłał mi nawet wiadomość, w której wyrażał swoje niedowierzanie dla mojej postawy niezależności. Potrzebował mojej obecności i uwagi. Znów zaczął krążyć koło mnie i sprawiać pozory przyjaciela. A ja nie miałam już siły na kłótnie. Nadal nie mam. Czasem mam ochotę wykrzyczeć swój gniew i urazę. Ale już wiem, że należy bardzo ostrożnie wybierać osoby, przed którymi otwiera się skrzynię do przechowywania uczuć - szczególnie tych intensywnych i osobistych. W przeciwnym razie narażamy sie nie tylko do ogólne osłabienie, ale też na zainfekowanie ideologią toksycznego rozmówcy.   Postanowiłam więc zachować równie przyjacielską i równie pozorną postawę. Obserwować.

Sinusoida, którą można by zilustrować nastrój Homeda, skierowała się wyraźnie w dół, po wynikach połówkowego badania USG. Właściwie interesowała go tylko płeć. Od samego początku, to było jedyne pytanie, jakie zadawał odnośnie samego dziecka. Jak można się domyśleć, chciał chłopca. Wszyscy na Wschodzie chcą chłopca. 
Na początku ciąży, jeden z braci powiedział mi "niech to będzie chłopiec nshallah [co oznacza "niech Bóg da"]. Dziewczynka to katastrofa". Poczułam się nieco zdziwiona ale i zbulwersowana tą wypowiedzią. Homed uświadomił mnie wtedy, że znów ujawnia się tu moje niezrozumienie dla ich kultury.
Kiedyś było mi głupio, że jako kulturoznawca jestem takim ignorantem. Teraz nie mam aż takich wyrzutów sumienia, jeśli faktycznie nie rozumiem kultury Kurdów, a może raczej kultury rodziny Asin.
Wyższość posiadania syna nad córką ja widzę po swojemu, chyba niezależnie od tego, z jakiego kraju pochodzę. Oczywiście, wiele przeświadczeń przyjmujemy nieświadomie od otoczenia, w którym się wychowaliśmy. Według mnie jest jednak jeszcze kilka innych czynników. Wielu mężczyzn ma potężne ego. Czują się dumni z siebie i tego, że są facetami. Mają potrzebę ciągłego epatowania swoją samczością na różny sposób. Wszystko, co należy do nich ma być potwierdzeniem na ich męskość i wyjątkowość. Praca, status społeczny, dom, samochód, kobieta/kobiety.. no i dziecko. Potomek często stanowi, w mniemaniu niektórych ludzi, "przedłużenie" siebie samego. Stąd pragnienie syna. Z nadzieją, że będzie on kolejną osobistą dumą i odznaką własnej męskości.

"Dziewczynka" - brzmiał jednak werdykt. Dodałam, że wszystko jest w porządku. Badania wyszły pomyślnie i tak dalej. Ale on przestał odpowiadać na smsy. Zapytałam więc, czy się nie cieszy. 
"Jestem z Wchodu" - odczytałam odpowiedź.
Teraz, kiedy źle się czuję, Homed z czystym sumieniem odpowiada mi, że to przez "moją córkę".

A ja wiem, że to nie prawda. Cieszę się i nie mogę się doczekać. Odkryłam, że pełne serce może być lekkie, jeśli wypełnia je 
SPOKÓJ i MIŁOŚĆ







1 komentarz:

  1. Powiem Ci, że jak przeczytałam ten wpis, to aż się we mnie zagotowało wszystko.

    "Twoja córka"... hmmm, widać wyparł z głowy wiedzę, że o płci dziecka zadecydował jego plemnik...

    Cieszę się, że z dzieckiem wszystko dobrze, że badania wyszły dobrze! I najważniejsze - że się cieszysz :)

    OdpowiedzUsuń